sobota, 24 grudnia 2011

Życzonka od serca :)

         Kochani!
        Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia, chcę życzyć Wam przede wszystkim szczęścia i zdrowia, bo to jest w życiu najważniejsze, odwagi, abyście nie bali się walczyć o swoje marzenia i je realizować.
        Życzę Wam również miłości i wiecznego uśmiechu na twarzy, szczerych przyjaciół, na których zawsze będziecie mogli liczyć, a także wrogów, bo dzięki nim możecie się bardzo wiele w życiu nauczyć. Mam nadzieję, że rok 2012, będzie obfitował w sukcesy i małe radości, które przyczynią się do Waszego szczęścia.         Pamiętajcie, że każdy z Was jest wyjątkowy i nie pozwólcie, aby ktoś wmówil Wam, iż wcale tak nie jest.
         Ładujcie akumulatory na sylwestra, pijcie z umiarem, starajcie się wyeliminować niepożądanego kaca i ruszajcie w nowy rok z ogromną energią i działajcie, działajcie,działajcie! Nigdy się nie poddawajcie i zawsze idźcie przed siebie. A przed rozpoczęciem roku 2012, postarajcie się pozamykać wszystkie sprawy z 2011... Otwórzcie nowy rozdział i zacznijcie zapisywać czyste kartki od początku, bez konieczności zaglądania w przeszłość.

Smacznego świątecznego jedzonka w miłej rodzinnej atmosferze i udanego sylwestra! :)

Buziaki!
Kasia.

wtorek, 8 listopada 2011

Osobiste niedopowiedzenie.

          Słucham co mówisz, czytam co piszesz i nie wiem... Nie wiem czy to do mnie, czy do kogoś innego. Puszczam koło uszu, nie przejmuję się.. A może w tych kilku słowach próbujesz mi przekazać jakąś ogromnie ważną informację? Może mnie potrzebujesz? Ale nie zapytam... Przecież nie odpowiesz. Wymigasz się od odpowiedzi, wyśmiejesz. Ale nie będę wiedziała czy to naprawdę czy na serio, bo tak dużo nas dzieli... Jesteśmy tak daleko, choć czasami myślę, że tuż obok siebie. Chciałabym być kimś ważnym w Twoim życiu, ale czy jestem? Wiesz... jest tyle spraw, o których chciałabym Ci opowiedzieć. To co mnie boli, czym się cieszę. Zapytać o to czego nie wiem i podzielić się z Tobą tym co dla mnie oczywiste i wytłumaczalne. Ale nie będę się wtrącać... teraz Twój czas, Twoje słowa. OK, poczekam. Najważniejsze żebyśmy rozmawiały i nie zapomniały o sobie... Pewnie tego nie czytasz, albo czytasz i nie wiesz, że to do Ciebie. W każdym razie dziękuję Ci, że jesteś i zawsze mnie wspierasz. Ostatnio coraz rzadziej się z tym spotykam, bo Ona ma tyle spraw na głowie, a On już w ogóle o mnie zapomniał. Nie chcę mówić Ci tego wprost, bo to zbyt trudne... Nawet teraz mam łzy w oczach... Widzisz, tyle razem przeszłyśmy, tyle o sobie wiemy, a jednak nie wiemy nic. Bo jak nam ciężko, to pozostaje nam rozmowa na odległość. Skąd mogę mieć pewność, że na pytanie "co tam u Ciebie?" odpowiadasz szczerze? Może unikasz odpowiedzi? A może po prostu ja szukam dziury w całym... Teraz już tak jest, że wszystko zostaje niedopowiedziane. Chciałabym to zmienić, ale nie potrafię. Słowa ranią, a ich brak jest frustrujący. Ale Ty tego nie zmienisz, przynajmniej jeszcze nie teraz. Poczekajmy, zaufajmy że właśnie tak ma być... A jak się spotkamy, będziemy się śmiać, bo płakać możemy w samotności. Już się chyba przyzwyczaiłam. Ale później obgadamy i będzie znów fajnie. I będziemy razem, choć tak daleko.
Po prostu dziękuję. A reszta zostanie niedopowiedziana...

K.

niedziela, 23 października 2011

Czasem trzeba odejść od zmysłów, by nie zwariować...

        Witaj drogi czytelniku ! ;) Niestety moja ostatnia próba sprawdzenia co sądzicie o moim "wierszowaniu" nie zdała egzaminu, dlatego też wracam do "normalnych" postów. Jednak do końca normalne one nie mogą być, ponieważ tytułem tego bloga nie bez powodu jest wychodzenie poza ramy racjonalnego myślenia... Często mam wrażenie, że moje rozmyślania bynajmniej racjonalne nie są. Dostosowuje je do świata, w którym żyję. Nie mówię tu o moim środowisku typu dom, szkoła itd., ale o tym co tkwi w mojej głowie. Nawet nie umiem tego dokładnie wytłumaczyć... Po prostu uważam, że każdy z nas powinien mieć taki swój mały świat marzeń, do którego może uciekać w każdym momencie zwątpienia, podłamania. Mój świat to miejsce, w którym jest granie na scenie, taniec, miejsce na ''filozoficzne'' rozmowy, w tle leci alternatywa i wszelkiego rodzaju zamuły, niebo jest fioletowe i jeżeli jakiś "intruz" tam wchodzi to może być to tylko osoba posiadająca artystyczną duszę. Dlaczego? To proste - artyści to najbardziej pokręceni i fascynujący ludzie - moim zdaniem oczywiście :) Myślę, że prawdziwi artyści to osoby, które są wolne. W momencie, w kórym pasja staję się formą naszego zarobku i pracując oddajemy się jej, stajemy się wolni. Nie jesteśmy typowymi "męczennikami", którzy do pracy chodzą za karę. Niestety czasami staję się to udręką dla naszych bliskich, ponieważ zamieniamy się w pracoholików, a to nie jest do końca zdrowe...
        Jak zapewne zauważyłeś, używając słowa "artysta", odnoszę się do ludzi pracujących w danym zawodzie. Wybacz, ale uważam, że osoby, które nie podjęły jeszcze żadnej pracy, mogą jedynie posiadać artystyczną duszę. To samo tyczy się nazywania osób, które nie ukończyły szkoły teatralnej grających w filmach/serialach - aktorami. Moim zdaniem nikt kto nie nie ma dyplomu, nie ma prawa nazywać się aktorem. Możesz się ze mną nie zgodzić, ale ja zdania nie zmienię ;) Dlatego też moim głównym celem życiowym nie jest granie, ale dostanie się do szkoły, a w konsekwencji tego wcielanie się w różne postacie. Wiem, że jest to cholernie trudne, ale mam pewien plan i mam zamiar go zrealizować. Nie wiem jak długo będę próbowała - ale w końcu to zrobię. A jeśli nie, to trudno. Widocznie tak ma być. Na pewno znajdę gdzieś swoje miejsce na ziemi... I zapewne jest to już odgórnie ustalone ;) Tak, tak ... wierzę w przeznaczenie. Może to głupie, ale to jest jedna z niewielu rzeczy, w którą nadal wierzę... Niestety świat zepsuł mnie na tyle, że nie wierzę już w nic. Stąpam twardo na ziemi i czekam na kogoś kto to zmieni i odlecę gdzieś w kosmos. Oprowadzę go po moim światku, a on otworzy przede mną nowe drzwi i poszerzy moje patrzenie na życie...

       Tym optymistycznym akcentem zakończę na dziś... Wklejam link, wiesz co możesz robić :)

Peace! :)

wtorek, 18 października 2011

"Człowieka można poznać po muzyce, jakiej słucha..."


   
  Ojejku... mam 100 000 myśli na sekundę i muszę to jakoś uporządkować... Jak zwykle godzinne posiedzenie w wannie owocuje różnymi przemyśleniami. Dzisiaj nadszedł czas na... muzykę. Ostatnio na zajęciach artystycznych robimy tak, że każdy włącza swój ulubiony utwór i mówi kilka słów na ten temat - o artyście, genezie kawałka, dlaczego akurat ten wybrał itd. Już niedługo moja kolej! Zaczęłam się zastanawiać, którą piosenkę mogę puścić i z jednej strony miałam setki pomysłów, a z drugiej... pustkę.
        Ludzie z mojej klasy słuchają głównie rocka, niektórzy rapu, no i oczywiście popu. Za rapem nie przepadam, dlatego stwierdziłam, że trzeba pokazać jakiś rockowy kawałek, który uwielbiam (bo takich jest naprawdę dużo). Pomyślałam, że to w pewien sposób odwzoruje jakiej muzyki słucham na co dzień, a poza tym, na pewno spodoba się większości. Jednak później uznałam, że okres w którym byłam totalnie zbuntowana i zasłuchana w metalu, rocku i innych odmianach (znawcy - wybaczcie, ale ja się na tym naprawdę nie znam!) - mam dawno za sobą, a przecież nie chcę nikomu prezentować się od strony osoby, którą byłam dwa lata temu! Myślałam więc dalej... W zeszłym roku przygotowywaliśmy projekt pt. "Muzyka, która mnie kręci", natomiast konkretny temat, który opracowałam to: "Zew wolności, czyli polska scena rockowa w latach 80.". Nie bez powodu dokonałam właśnie takiego wyboru. Polskie lata 80. pod względem muzyki inspirowały mnie zawsze, a akurat przy tworzeniu projektu była możliwość bliższego przyjrzenia się sprawie. Dlatego też teraz postanowiłam być konsekwentna i pozwolić, aby klasa 'zaraziła' się troszeczkę moim zainteresowaniem! No ale większość ludzi ze szkoły widziało efekty zeszłorocznego projektu, dlatego realizacja planu pt. ''pokażmy młodzieży jak to na polskiej scenie rockowej kiedyś było!" nie zaskoczyłaby nikogo... W końcu stwierdziłam, że nie ma co grzebać w przeszłości tylko należy zająć się tym co jest teraz - w moich słuchawkach cały czas płynie szeroko rozumiana muzyka alternatywna oraz pop liryczny. Postanowiłam postawić na pop - to jest coś na czym nie trzeba się znać, aby się podobało, lekkie, łatwe, przyjemne, jeżeli jest mądry tekst (a słucham wyłącznie takich kawałków, no chyba że w grę wchodzi taniec...), dobry wokal, to każdy wytrwa do końca, a może nawet pochwali. Ale przecież pop (nawet liryczny) jest tak niesamowicie banalny, że to się w głowie nie mieści. A ja bynajmniej nie należę do osób, które chwytają wszystko co im dadzą i nie zastanawiają się nad przyczynami, sensem i w ogóle nie myślą :P. Doszłam w końcu do alternatywy... (chyba wcześniej zapomniałam wspomnieć o tym, że jestem takim dziwnym człowieczkiem, który nienawidzi pokazywać ludziom czegoś, co wg niego należy tylko do niego i nikt tego nie zna, przynajmniej na razie i on bynajmniej nie chce aby ktoś to poznał... swojej muzyki nie pokazuję nawet przyjaciołom...). Alternatywa jest gatunkiem, który uznaję za coś 'mojego'. Po prostu wiem o tym, że jeżeli moi znajomi go słuchają to się z tym nie obnoszą (więc znając ich - zakładam, że nie słuchają) i moja prezentacja mogłaby ich zaskoczyć. Jednak jeżeli pokażę właśnie jakiś kawałek alternatywny to przewiduję dwie opcje a) nikomu się nie spodoba b) spodoba się kilku osobom i będą obnosić się z tym jakie to jest "fajne". A ja nienawidzę kiedy coś związane ze sztuką jest "fajne". "Fajna" to może być Lady Gaga, a nie artysta alternatywny. Dlatego opcja a) byłaby dla mnie zbawieniem, ale z drugiej strony na pewno nie byłoby to dla mnie miłe...
       Teraz po prostu nie wiem czy pozwolić ludziom na wejście do tego "mojego światka muzyki" i przyjąć na klatę wszelką krytykę, czy lepiej pokazać coś co znają i lubią i żyć sobie dalej po swojemu w tym małym zakątku gdzieś na końcu muzycznego świata... Jak myślicie?

        Piszcie do mnie tu, na formsie, lub gdziekolwiek chcecie! :) komentujcie, pytajcie, inspirujcie, krytykujcie itd.! No i oczywiście proszę - powiedzcie co z tą muzyką! ;)

Aaa i jeszcze jedna sprawa: od czasu do czasu piszę sobie jakieś "wiersze"... chcecie zapoznać się z treścią niektórych z nich ?

Buziaki i pozdrowienia! :)

niedziela, 16 października 2011

Nie wszystko jest takie łatwe, jak się wydaje na pierwszy rzut oka...


        Witajcie kochani! Bardzo Was przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale ostatnio naprawdę nie miałam do tego głowy... Szczerze mówiąc nie miałam głowy do niczego. Zwaliło się na mnie bardzo dużo ciężkich spraw, które akurat wybrały sobie idealny moment małego podłamania, które zamieniło się w ogrommy kryzys i czas do wielu przemyśleń. Czy to dobrze? Ciężko mi powiedzieć... Powoli odbijam się od dna, ale jak na razie to są dopiero początki... Powiem Wam za jakiś czas. Z każdym dniem jestem mądrzejsza o nowe doświadczenia i jak się okazuje - na razie jestem jeszcze bardzo głupia. W ciągu tego tygodnia nauczyłam się na pewno jednego - jeżeli nie jesteśmy pewni siebie i stawiamy się w roli ofiary, to nasz potencjalny wróg bardzo łatwo to wykorzysta i zmiesza nas z błotem szybciej niż zdążymy się zorientować.
        W komentarzach dostałam propozycję tematu: czy istnieje coś takiego jak talent? anonymouuus! napisał, że jego zdaniem to tylko kwestia predyspozycji do pewnych rzeczy. Moim zdaniem to tylko kwestia nazewnictwa. Na pewno nie można powiedzieć, że 'talent' jako taki nie istnieje, dlatego że są osoby, którym wykonywanie różnych czynności przychodzi dużo łatwiej niż innym, np. ktoś tańczy całe życie i nadal nie wychodzi mu to tak dobrze, natomiast niektórzy uczą się dwa lata i prowadzą swoje zajęcia, są niesamowici. Dlaczego np. niektóre osoby nie potrafią zagrać zwyczajnej, banalnej scenki, a inni bez większych problemów odgrywają niezwykle trudne monodramy? To właśnie jest talent. Oczywiście to tylko moje zdanie. :)  
         Na formsie dostałam pytanie czy marzenia się spełniają. Bez zastanowienia odpowiedziałam, że jeżeli się o nie walczy to na pewno tak. W końcu taka jest moja dewiza na życie - musisz podążać za swoimi marzeniami, bo one nadają sens Twojemu życiu. Jednak później zaczęłam myśleć o osobach, które nie są w stanie ich spełnić. Nie mogą pokonać przeciwności losu. Dla wielu wiadomość o chorobie przekreśla wszystkie plany. Wiem, że to może głupio zabrzmieć ale wydaje mi się, że każdy - w miarę swoich możliwości, powinien walczyć o swoje marzenia. Niekoniecznie o te największe, najdalsze, najtrudniejsze do spełnienia, ale o te małe, które dają nam radość w dniach powszednich.

        To tyle na dziś... Przepraszam, że dopiero teraz, ale postaram się nadrobić :) Mam nadzieję, że choć trochę zaspokoiłam głód osób, które czekały na nowy post. Zapraszam na mojego formsa  - zadawajcie pytania, oceniajcie, komentujcie, krytykujcie, pozdrawiajcie i piszcie wszystko co tylko chcecie ;)

Buziaki! :)

niedziela, 25 września 2011

"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."

Cześć ;) Szczerze mówiąc ostatnio nie miałam w ogóle pomysłu o czym mogłabym napisać. Nawet chciałam usunąć tego bloga, bo uznałam, że i tak nikt go nie czyta .. ;) Stwierdziłam, że napiszę jeszcze jedną notkę - na próbę i jeżeli zobaczę, że chociaż jedna osoba się nią zainteresowała to będę kontynuować tworzenie tych moich przemyśleń :)

        Zastanawiam się nad sensem pisania pamiętnika. Już od dłuższego czasu o tym myślę i za każdym razem wyciągam z tego inne wnioski. Pewnie nie rozmyślałabym o tym tak często gdyby nie moja babcia, która od kilku lat regularnie namawia mnie do odnotowywania swoich wspomnień w jakimś notesiku. Z jednej strony uważam, że to świetny pomysł bo miło by było za jakiś czas wrócić do zdarzeń i przemyśleń rozwijających się w głowie młodej marzycielki. Gdy miałam sześć czy siedem lat tworzyłam coś w rodzaju pamiętnika (na początku zdecydowanie przypominało to dziennik, ale później mój "zapał" troszkę przygasł). Bardzo lubię wracać do tych czasów, kiedy problemem dnia były zgubione noRZyczki, albo piątka z dyktanda zamiast szóstki (to pewnie przez te noRZyczki). Jestem przekonana, że za kilka lat moje teraźniejsze przeżycia wewnętrzne mogłyby dostarczać mi tyle śmiechu i radości co problemy sześciolatki w zderzeniu z PRAWIE (a przecież "PRAWIE" robi wielką różnicę) dorosłym umysłem piętnastolatki.
          Jednak z drugiej strony cały czas świta mi w głowie myśl o trwaniu w teraźniejszości. Nie powinniśmy żyć wspomnieniami i wracać do przeszłości, bo to tak naprawdę nie przynosi nam żadnych korzyści. Jeżeli mieliśmy się czegoś nauczyć i wyciągnąć wnioski z minionych wydarzeń, to już dawno to zrobiliśmy. Po co mówić "kiedyś", skoro jest "teraz" ? Podróży w czasie jeszcze nikt nie opatentował, dlatego nie widzę sensu zastanawiania się nad co, kiedy, gdzie i z kim było. Było - forma przeszła czasownika "być". Przeszła -> zakończona -> to co BYŁO już nie wróci, teraz JEST, a później BĘDZIE. O tym co teraz JEST, też
będziemy mówić BYŁO, ale o tym co BYŁO już nigdy nie powiemy BĘDZIE. Owszem możemy powiedzieć "Może będzie tak jak było...", ale w tym MOŻE zawarte jest dwa razy więcej wątpliwości niż w czymkolwiek innym. Tak naprawdę nigdy do końca nie wiadomo co BĘDZIE. Przyszłość, zarówno ta odległa, jak i ta najbliższa, np. jutro ba! nawet kilka minut naprzód, jest największą zagadką jaką tylko człowiek może sobie wyobrazić. Dlatego ślepe patrzenie w nią i myślenie jedynie o tym co się wydarzy, a nie co się dzieje, z góry skazuje wszystkie nasze działania na porażkę. Żeby być naprawdę szczęśliwym trzeba dbać o to co JEST, a nie co BĘDZIE. A to co BYŁO powinno dostarczać nam tylko wiedzy i inspiracji do tego, aby robić wszystko, żeby TERAZ było dobrze.
        Tak więc czy warto pisać pamiętnik? Odpowiedzi na to pytanie nie znajdę chyba nigdy. Ja w każdym razie nie piszę. Wychodzę z założenia, że tych najważniejszych chwil i osób nie zapomnę nigdy. A jeśli tak to trudno, przecież to co TERAZ ma największą wartość.


Także tak... ;) Zapraszam tu : http://www.formspring.me/Kasiekkkkk i jeżeli chcecie żebym coś jeszcze napisała to dajcie mi do zrozumienia, że tak jest ;D i oczywiście proszę o pomoc w dobraniu tematów... :)

Buziaki i pozdrowienia! :*

środa, 7 września 2011

Bo przecież wiem lepiej...

      Witaj! Dzisiejszy post będzie dotyczył chyba (niestety) wszystkich ludzi na tym świecie, a tak dokładniej tego, jak łatwo oceniamy ludzi, nie wiedząc na ich temat tak naprawdę nic. Czasami wystarczy nam jedno spojrzenie, żeby 'wiedzieć' dużo więcej na temat danej osoby niż ona sama.
      Możemy zarzekać się godzinami, że nie jesteśmy powierzchowni, nigdy niczego/nikogo nie oceniamy po pozorach i nie rozpuszczamy plotek na ich temat, a i tak każdy będzie wiedział, że to bzdury. Nie wiem czy to ludzka natura jest tak koszmarna czy po prostu sami mamy w sobie tyle złych emocji, że przerzucamy je na wszystkich dookoła, a przecież najłatwiej wyżyć się i ocenić kogoś, kogo nie znamy. Nie próbujemy się dowiedzieć, znaleźć odpowiedzi dlaczego ktoś postąpił tak, a nie inaczej, tylko od razu krytykujemy. Bo my przecież wiemy lepiej! Bo skoro ktoś usiadł na zajęciach, to na pewno dlatego, że nie chciało mu się tańczyć! Jeżeli ktoś nie przyszedł na spotkanie, to na pewno dlatego, że nie chciał się z nami zobaczyć! A dlaczego wyszedłeś w trakcie mojej przemowy?! Zapewne kompletnie nie interesowało cię to co mówię i chciałeś okazać mi brak szacunku! Absolutnie nie dopuszczamy do siebie myśli, że ktoś się źle czuł, wypadło mu coś ważnego, zrobiło mu się duszno itp. My wiemy lepiej! No i przecież nie będziemy pytać dlaczego, bo my doskonale znamy prawdę. Od razu skrytykujemy, będzie po krzyku. Znowu bawimy się w istoty wszechwiedzące. I niestety widzę to po sobie, że jeżeli sami się tak zachowujemy to nie widzimy w tym nic złego, natomiast kiedy ktoś nas oceni w negatywny sposób, no bo przecież on wie lepiej, mimo tego że w ogóle nie ma racji, to wtedy boli to jak jasna cholera...
   Dlatego drogi anonimowy użytkowniku z formspringa: bardzo Ci dziękuję za taką ocenę mojego zachowania na campie. Dzięki Tobie wiem, że nigdy nie można oceniać niczyjego zachowania na zasadzie 'bo wiem lepiej', bo można wyrządzić komuś naprawdę ogromną przykrość. W tych podziękowaniach nie ma ani krzty sarkazmu. 100 % szczerości.

      Znowu trochę bardziej osobiście, a mniej filozoficznie, ale zostałam zainspirowana...

Pozdrawiam Was kochani i zapraszam ponownie tu: http://www.formspring.me/Kasiekkkkk . Możecie pytać, krytykować, inspirować, proponować, sugerować i w ogóle wszystko kompletnie anonimowo. Jak widać dzięki temu mam o czym pisać na blogu... ;)

Buziaki!

poniedziałek, 5 września 2011

Wolność! Kocham, ale czy na pewno rozumiem ... ?

       Dzisiejsza notka będzie dotyczyła znaczenia słowa - wolność. Czym ona jest? Stanem ciała czy umysłu?
       Bardzo lubię przeglądać cytaty na różne tematy i znalazłam bardzo intrygujące w odniesieniu do słowa, nad któym rozmyślam: "Wolność to stan umysłu..." -> Mahatma Gandhi, "Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest..." -> Johan Wolfgang Goethe. I mówiąc szczerze już kompletnie zgłupiałam. Sama nie wiem, co na ten temat myśleć. Może spróbuję z drugiej strony. Jeżeli np. mamy jakieś problemy i skupiamy się tylko na nich, to nasz umysł nie jest wtedy wolny. Nawet jeśli nasze ciało jest swobodne, to my tej wolności odczuwać nie będziemy. A kiedy np. ktoś jest w więzieniu, jego ciało w tym momencie bynajmniej wolne nie jest i często umysł też nie. Ale jeżeli spróbowałby "odfrunąć" myślami gdzieś daleko, do miejsca gdzie poczułby się niezależny, to czy ten człowiek byłby wolny? Mahatma Gandhi, Paulo Coelho i pewnie wielu innych uznałoby, że tak. Johan Wolfgang Goethe i dużo różnych osób stwierdziłoby, iż nie. A ja myślę, że wszystko zależy od tego, w co dany człowiek wierzy - w słowa Gandhi'ego czy Goethe'ego.
       Teraz posłużę się najtrafniejszym cytatem dotyczącym wolności: "Świat nigdy nie znalazł dobrej definicji dla słowa wolność." ->Abraham Lincoln


        Przez cały czas odwoływałam się do słów innych ludzi, natomiast czym dla mnie jest wolność? Przede wszystkim przywilejem każdego człowieka.. niestety coraz rzadziej wykorzystywanym. Moim zdaniem wolni jesteśmy tylko wtedy kiedy robimy to co NAPRAWDĘ kochamy i mówimy, że kochamy tych, których NAPRAWDĘ kochamy. Najważniejsze to podążać za swoimi marzeniami i pielęgnować swoje pasje, spędzać czas z tymi, na których nam zależy i nie przejmować się zdaniem innych. To jest taka moja mała życiowa filozofia... :)

Pozdrawiam gorąco, buziaki!

niedziela, 4 września 2011

Jestem tylko człowiekiem...

 (To przemyślenie napisałam już jakiś czas temu, natomiast w dalszym ciągu wydaje mi się jak najbardziej aktualne.)

Tak się zastanawiam, dlaczego mówimy "Jestem tylko człowiekiem..." wtedy, kiedy się pomylimy, a nie np. wtedy, kiedy wyciągniemy dziecko z pożaru... Przecież wszystko, co robimy jest jak najbardziej "ludzkie". Kiedy płaczemy, śmiejemy się, pomagamy, ale również gdy przeszkadzamy i jesteśmy źli wobec innych. Ludzie zbyt często usprawiedliwiają swoje pomyłki i błędy, a gdy zrobią coś dobrego wywyższają się pod niebiosa. Jeżeli w jednej sytuacji jesteśmy tylko ludźmi, to w tym drugim przypadku również jesteśmy tymi "bezbronnymi" istotami. Oczywiście należy nam się uznanie, ale dlaczego wtedy nie sprowadzamy naszych czynów do zwykłego ludzkiego odruchu? Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale czy przezwyciężanie strachu nie? Naturalnie jest cudownym to, iż znajdują się ludzie, którzy nie uciekają, lecz walczą o dobro. Ale jeżeli jesteśmy tacy wspaniali kiedy wykazujemy się odwagą pokonując jakże naturalny strach przez żywiołami, to powinniśmy być równie wspaniali, kiedy się pomylimy. Dlaczego wtedy nie przyznamy się do błędu? Bo wtedy tej odwagi nam brakuje. I staramy się usprawiedliwiać. Tak więc, dlaczego innym razem na siłę chcemy zbliżyć się do istot dokonałych, skoro nimi nie jesteśmy i nigdy nie będziemy? Dla satysfakcji? Mimo wszystko, to chyba nie jest najlepsza droga...

A Ty co sądzisz a ten temat? Podziel się ze mną swoją opinią! ;)

Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!

No to zaczynamy...

Witajcie! Chociaż nie wiem czy takie powitanie nie jest trochę na wyrost... Jeżeli przeczyta to jedna osoba to będzie dobrze, także może lepiej po prostu: Witaj! :)
To mój pierwszy post. Cały czas mam wątpliwości czy dobrze robię porywając się na pisanie bloga i muszę przyznać, że trochę się stresuję... ;) Chcę podzielić się z Tobą moimi przemyśleniami na różne tematy - poważniejsze i bardziej błahe. Bez zbędnego pisania o sobie i moim życiu. Tylko moje myśli i Ty... Mam nadzieję Drogi Czytelniku, że jeżeli już postanowiłeś tu wejść i przeczytać to co mam do powiedzenia to podzielisz się również swoimi odczuciami na temat tego co właśnie Ci przekazałam. Tak naprawdę Ty też możesz tworzyć tego bloga podając mi tematy, które mogą stać się dla mnie inspiracją.
Szczerze mówiąc nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć... Przejdę do przemyśleń bo to w końcu one mają być istotą tego bloga.

Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!