środa, 10 października 2012

Pisać wiersze każdy może, czyli zainspirowana Kasia tworzy.

        Dawno nic nie pisałam - nie tylko tu, ale w ogóle. Brak czasu, weny, a także potrzeby sprawił, że ta pasja została odłożona w kąt i powoli zaczęła pokrywać się kurzem, kiedy niezbyt sprzyjająca aura sprawiła, że coś tam stworzyłam. To "coś" to wiersz - nadal bez rymów, bo do nich się chyba nigdy nie przekonam ;) Nie wiem czy warty uwagi, mam nadzieję, że sami to ocenicie. Liczę na Wasze komentarze i od razu proszę o wyrozumiałość - publikowanie mojej "poezji" (cudzysłów jest tu znaczącym czynnikiem) wiąże się dla mnie zawsze z dużym stresem, bo jestem bardzo niepewna co do tej materii. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się spodoba... A więc...

Naszej jesieni.


Jak liście zagubione na wietrze
przygnębione chaosem
ograniczone moralnością i zasadami etyki
mnie nie wypada, nie powinienem?

Ukradkowe spojrzenia, błędne myślenie
fundament beznadziejnej nadziei
korzeniami sięgającej do naiwności
głupoty?

Nawet ponura jesień potrafi przynieść radość
by wkrótce ustąpić miejsca zimie
zbyt srogiej żeby ogrzać lodowate kanały
tak bardzo ludzkiej, nie-zwierzęcej 
oschłości

I już przez dziurkę od klucza
oglądamy tajemnicę odrodzenia świata
ożywienia przyrody i powrotu miłości 
między ludzkie uczucia.
Z wypiekami na twarzach obserwujemy
nasze reakcje i znów
karmimy się złudzeniami o nadchodzącej przyszłości
pełnej wspólnych radości i wzruszeń.

Ta magia przepływa między palcami
i meandrami ludzkich fascynacji.

I tak odchodzimy w popłochu
żegnając niespełnioną obietnicę
wypełnioną banałami
o wspólnych marzeniach łapanych splecionymi palcami.

Pozostanie nam żal i wspomnienie palących uczuć
uciszanych głosami rozsądku
gardzącego szczęściem zbyt banalnym
dla tak wyjątkowych dusz.

I będziemy czekać na kolejne wiosny uczuć,
naszych jesieni.

środa, 29 sierpnia 2012

Kilka poszarpanych myśli o ...


  Czasami nasze życie wymyka nam się spod kontroli.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak często nasze szczęście zależne jest od innych. Dla każdego ono oznacza coś zupełnie innego - sukcesy, karierę, zdrowie, pieniądze. Drugą osobę. Jest to też zależne od sytuacji, miejsca, w którym się aktualnie znajdujemy          i tego, czego potrzebujemy w danym momencie.
Nagle, nie wiadomo dlaczego, nasze szczęście nam ucieka, zupełnie przestaje się nami interesować. Mimo tego, że nie zrobiliśmy niczego złego, ono odwraca się do nas plecami, wypina swoje cztery litery       i pokazuje jak bardzo ma nas gdzieś.
Czasami w życiu robimy krok, którego później bardzo żałujemy.   Nie wiem czy można go nazwać błędem, bo w momencie, w którym podejmujemy decyzję o wykonaniu go, wydaje nam się, że lepiej postąpić byśmy nie mogli. W takich sytuacjach działamy bardzo egoistycznie, a potem za to płacimy - żalem i samotnością.
Naukowcy z dziedziny psychologii dowiedli, że większość działań jakie wykonujemy, wykonujemy instynktownie. Dopiero po czasie dorabiamy sobie własną ideologię która świetnie tłumaczy naszą głupotę.
Ja też zachowałam się instynktownie. Miłość bardzo zaślepia i zupełnie wyłącza rozum. Gdybym wtedy choć przez chwilę pomyślała trzeźwo, teraz prawdopodobnie byłabym jedną ze szczęśliwszych osób na świecie. A tak dobrowolnie oddałam swoje szczęście w cudze ręce. Za głupotę trzeba płacić, teraz wiem to na pewno.
Kiedy patrzę w przeszłość wydaje mi się, że mogłam postąpić inaczej. Zadręczam się myślami, że teraz mogłoby być dużo lepiej. A może po prostu powinnam zaufać instynktowi i wierzyć, że teraz jest dokładnie tak jak miało być. Dobrze czy źle - nieważne. Może po prostu los dawkuje nam przyjemności w taki sposób, żebyśmy potrafili docenić nasze szczęście, kiedy w końcu do nas dotrze i dobrowolnie z niego nie rezygnowali?
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko wierzyć, że tak właśnie miało być. Takie widocznie jest
przeznaczenie... ;)
K.

"Jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci." 
Emil Cioran

wtorek, 3 lipca 2012

Na papierze wszystkie plany są jednakowo dobre, jednak rzeczywistość (...) rozwiewa papiery i drze plany na strzępy.

        Usiadłam na łóżku w ulubionej pozycji, podkuliłam nogi, oparłam się o ścianę i zaczęłam się zastanawiać... Moje myśli wybiegały daleko naprzód i malowały wymarzoną przeze mnie przyszłość...
        Siedziałam w swoim domowym gabineciku przy komputrze i zbierałam materiały do napisania kolejnego felietonu do bardzo poczytnego pisma, a obok mnie leżała świeżo wydana powieść pióra Katarzyny Adamskiej. Wróciłam przed chwilą z próby do najnowszej komedii wystawianej w jednym z warszawskich teatrów... Mój mąż z synkiem wrócą niedługo do domu, dlatego muszę jak najszybciej skończyć moje zadanie, bo później będę chciała z nimi pobyć... 

Sielanka, utopia, raj. 
        
        W stanie głębokiego rozmarzenia, wzięłam do ręki kartkę leżącą tuż obok mnie i bez większego zastanowienia zaczęłam czytać...
I tak oto spadłam z łomotem na ziemię, a obłoki, pośród których przed chwilą tak fantastycznie bujałam, zamieniły się w potężne gradowe chmury.
Moją lekturą okazał się esej mojej koleżanki po fachu, której talent jest obiektem mojego ogromnego podziwu i jednocześnie (niestety!!!) zazdrości... Dziewczyna pisze po prostu genialnie (lekkość pióra godna mistrza), co oczywiście jest doceniane przez czytelników oraz jurorów najróżniejszych konkursów literackich, a w dodatku cechuje ją niezwykła pracowitość. Jestem przekonana, że w przyszłości będę "ją" czytać z zapartym tchem i krew mnie będzie zalewać - dlaczego to nie moje dzieło?!
I w ten sposób moje marzenia zderzają się z rzeczywistością i uświadamiam sobie, że może jednak jestem stworzona do bardziej prozaicznych czynności, a pióro i pergamin należy przekazać tym, którzy rzeczywiście się do tego nadają? Marzyć piękna rzecz, ale co jeżeli wszystkie pragnienia polegną niczym upadłe anioły, a ja zostanę bez porządnego fachu w ręku?
Ale zaraz, halo! Gdzie te wszystkie ideały, które jeszcze wczoraj mi przyświecały? Gdzie wiara w siebie i przekonanie, że chcieć znaczy móc?!
No tak... Wszystko się zgadza, ale w dzisiejszych czasach żeby coś osiągnąć trzeba być nadzwyczajnym w swojej dziedzinie. Trzeba się wybić ponad przeciętną. A co, jeżeli we wszystkim co kocham, wcale się nie wyróżniam? Żyć nadal marzeniami i wierzyć, że i tak się uda, czy ułożyć plan C - wreszcie rozsądny, który zostanie poparty przez rodzinę, ale to jednak nie będzie "to" ? A może po prostu o tym nie myśleć i żyć tym co tu i teraz?
        I tak oto mój rozum i serce toczą walkę o moją przyszłość. Idealistom i marzycielom ciężko się żyje, ale mam nadzieję, że gdzieś na tej ścieżce pojawi się ktoś, kto wskaże mi (satysfakcjonującą!) drogę...
A tymczasem odlatuję na moich skrzydłach do miejsca, w którym wszystkie rozważania się zaczęły, czyli do mojego pokoju, który wymagra gruntownego sprzątania...

Zapraszam do komentowania i propsuję mojego zapomnianego formsika :) 
                                                                           Buziaki,
                                                                           rozmarzona K. :)

"- Dlaczego mam zatem słuchać serca?
- Bo nie uciszysz go nigdy. I nawet gdybyś udawał, że nie słyszysz, o czym mówi, nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać tego, co myśli o życiu i o świecie."
Paulo Coelho

poniedziałek, 2 lipca 2012

"Każdy absurd ma także swoją logikę..."


         Absurd... Patrząc na ten termin pod względem naukowym, wszystko jest w miarę klarowne. Każdy człowiek dostrzega w życiu coś, co jest dla niego absurdem. Dla mnie na przykład, wręcz nieprawdopodobne jest życie bez pomysłu na swoją przyszłość i na sposób wyrażania "własnego ja". Czy naprawdę można nie mieć planów, marzeń? Czy ludzie po prostu wstydzą się mówić czego pragną, wydaje im się to bezcelowe? Nie wiem, nie rozumiem... W tym momencie przyświecają mi młodzieńcze ideały i chęć sprzeciwienia się całej brzydocie panującej na tej planecie.  Ale spokojnie... Jeszcze kilka lat i ten młodzieńczy bunt odejdzie w niepamięć. Mogę spróbować uciekać od dorosłości, jak Holden z powieści Jeroma Davida Salingera - "Buszujący w zbożu", ale tak jak jemu, nie uda mi się to. Będę musiała w końcu stanąć u progu tego zatracającego ideały świata i pogodzić się z zastaną rzeczywistością. Wracając jednak do Holdena... Jest to postać, która ma odwagę wyrazić swoje głębokie zwątpienie w wartość wszystkiego co wokół niego się znajduje. Dla tego młodego człowieka życie staje się wielkim rozczarowaniem. Dostrzega zło tego świata, moralny brud lub brak wszelkiej moralności, dwulicowość i zakłamanie. Ma świadomość, że jedynie niewinność świata maluchów jest przepełniona dobrem. Holden, pozostający nadal dzieckiem, choć próbuje zasmakować dorosłego życia, dochodzi do smutnego wniosku – wszelkie niewinne zasady, dobre postawy i idee są w świecie dorosłych brutalnie weryfikowane i marginalizowane. Dostrzega upadek kultury, która staje się produktem masowym, a która powinna być symbolem lepszego jutra i nadzieją na zmianę tego, co negatywne. Dla Holdena, tak jak i dla wielu młodych ludzi, życie dorosłych to absurd... Gdzie podziali się ci wszyscy buntownicy, którzy chcieli zmienić świat lub marzyciele, wierzący w to że uda im się podbić serca tłumów? Czy są jeszcze gdzieś dorośli wierni swoim ideałom?
        Według egzystencjalistów pojęcie istnienia jest samo w sobie absurdem. Jak to powiedział Jean Paul Sartre "Absurdem jest żeśmy się zrodzili, absurdem że umrzemy." Początkowo dowiadując się czegoś na temat filozofii egzystencjalnej ogarniał mnie smutek, bowiem rodziło się we mnie uczucie współczucia wobec ludzi, dla których życie to jeden wielki bezsens. Jednak po przeanalizowaniu "Procesu" Franza Kafki zaczęłam zastanawiać się nad tym czy to faktycznie wszystko ma sens. Sytuacja, w którą został wplątany Józef K. jest oczywiście niezwykle absurdalna, ale jakże często przypomina naszą rzeczywistość... To jakiej manipulacji podlegamy na co dzień, wychodzi poza ramy naszego racjonalnego pojmowania świata i przestajemy to dostrzegać. Media robią z naszych mózgów przysłowiową papkę, a my im jeszcze za to płacimy! A władza im za to potulnie dziękuje, bo im ludzie głupsi, tym łatwiej ich omamić. Jakie to wszystko jest absurdalne!
Każdy człowiek dostrzega w życiu coś, co jest dla niego absurdem. Nie wszystko da się wytłumaczyć, pojąć, zrozumieć... Wszyscy żyjemy według swoich własnych poglądów i ideałów i temu podporządkowujemy naszą rzeczywistość. Zamykamy się w ramy swojego własnego racjonalnego myślenia i tkwimy w tym bezpiecznym kąciku, niewychylając się przed szereg. Czy tak jest dobrze? Nie sądzę, ale już przestałam wierzyć, że zmienię świat. Już z tego wyrosłam, niestety... ;) Mimo wszystko wierzę, że ta sytuacja ma jakiś głębszy sens, bowiem idąc śladem słów Karla Krausa: "Każdy absurd ma także swoją logikę"...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

No to powracam...

             O rany... Strasznie dawno mnie tu nie było! Miałam mnóstwo roboty, związanej głównie z pisaniem i mam nadzieję, że będę mogła się teraz podzielić z Wami owocami mojej długiej i ciężkiej pracy. ;) Niestety jestem z tych ludzi, którzy potrzebują motywacji do działania, bo sami z siebie nie robią za wiele ze względu na to, że po prostu im się nie chce... Na szczęście ją odnalazłam i poświęciłam się w pełni swoim zadaniom dzięki czemu zyskałam coś, na czym tak bardzo mi zależało... Droga do osiągnięcia wyznaczonego celu była długa, kręta i pełna wątpliwości i rozczarowań. Nie było łatwo, ale się udało. Udowodniłam wreszcie samej sobie, że coś tam chyba jednak potrafię i mimo wszystko - szczęście mi dopisuje. I zrozumiałam, że nie trzeba przez cały czas stawiać tylko na siebie, ale ważne jest, aby mieć obok siebie ludzi, którzy pomogą, kiedy nam zabraknie sił czy umiejętności do zrobienia czegoś. Dobra koniec tych ogólników - czas przejść do konkretów! :)
            Moje zadanie polegało na napisaniu dziesięciu przemówień w oparciu o podane motywy literackie. Oczywiście musiałam nawiązać do różnych tekstów kultury, ale spokojnie - te części pominę. Postaram się przekazać Wam niektóre z przemyśleń zawartych w tych moich pracach, ale nie obiecuję. Ostatnio łapię się na tym, że nie dotrzymuję obietnic. Dlatego muszę przestać rzucać słowa na wiatr! Tak więc postaram się... :) Mam nadzieję, że mimo mojej dość długiej nieobecności na tym blogu, ktoś tu jeszcze jest i czyta te moje bazgroły komputerowe.
             W kolejnym poście pierwsze przemyślenia. A w niedalekiej przyszłości może jakieś wiersze... ? Co Wy na to? :)

Pozdrowionka...
K.

piątek, 3 lutego 2012

Nie wiem jak to nazwać...

               Witajcie. 
           Nie było mnie tu prawie miesiąc... A właściwie byłam, ale nie dawałam Wam o tym znać. Spowodowane to było absolutnym brakiem ochoty na pisanie... Szczerze mówiąc mój brak motywacji sięgnął zenitu i chyba zmienię formę tego bloga... Będę zamieszczać krótkie wpisy, dosłownie po kilka zdań, w taki sposób, by dawały do myślenia - zarówno mnie jak i Wam. Jeżeli jakaś myśl Wam się spodoba i rozwiniecie temat, wchodząc ze mną w dyskusję, to może spłynie na mnie dar inspiracji i powróci dawna chęć do pisania i dzielenia się z ludźmi tym co w mojej głowie jest...
      Nie mam siły pisać, mówić, krzyczeć, płakać... Jedyne co dziś dodaje mi energii to taniec. Dzisiaj
zrozumiałam, że jest to moja prawdziwa pasja. Ta ucieczka od rzeczywistości przestała być tylko pustym słowem. Ona naprawdę jest i pomaga przetrwać. Dzisiaj uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz... Kiedy się śmiejemy to skanduje za nami cały świat, ale kiedy cierpimy - zostajemy zupełnie sami. Z jednej strony to dobrze, bo możemy wszystko przemyśleć, przeanalizować... Porządnie się wypłakać i ruszać dalej do przodu. Jednak strasznie smutne jest to, że posiadając blisko 500 znajomych na facebook'u, w momencie, w którym piszemy, że jest to jeden z gorszych dni w naszym życiu, nikt się nie zainteresuje... A kiedy my jesteśmy potrzebni, wszyscy próbują nazywać się naszymi przyjaciółmi. Smutne to jak cholera, ale jakie prawdziwe...
            Dobra dość tego rozpaczania! Jest piątek wieczór, pewnie większość z Was na imprezach siedzi także trzeba się cieszyć, a nie smucić :) Jedno na koniec - rozwijajcie swoje pasje, bo dzięki nim naprawdę łatwiej jest żyć i wszystko nabiera sensu ! ;)

            Piszcie do mnie. W każdej sprawie ;) Z tego co zauważyłam z cudzymi problemami radzę sobie o niebo lepiej niż ze swoimi ;)

Buziaki,
K.

środa, 4 stycznia 2012

Mieliście kiedyś tak, że baliście się stracić coś, co nigdy nie było wasze? Dziwne uczucie...

        Gdyby to był nasz ostatni dzień to wszystko byłoby dużo prostsze. Nie mielibyśmy nic do stracenia i mówilibyśmy sobie prawdę. Ciekawe jakby to było gdyby nagle cały świat dowiedział się, że jutro nastąpi koniec i wszyscy żyliby tak jakby faktycznie miała zdarzyć się apokalipsa czy cokolwiek innego, a potem okazałoby się, że to kolejna ściema. Czy bylibyśmy w stanie normalnie żyć z tym ciężarem prawdy jaki na sobie niesiemy?
        Mądrzy ludzie mówią, że każdy dzień powinniśmy traktować jakby był ostatnim dniem naszego życia.  A my, mniej mądrzy ludzie, głosimy te wielkie słowa, głęboko wierząc w ich sens! Ale z wprowadzeniem tego w codzienność jest już trochę trudniej... Bo cały czas zdajemy sobie sprawę, że każde nasze działanie niesie za sobą konsekwencje. I znowu pojawia się gadka o tym, że tylko trwanie w teraźniejszości może przynieść nam szczęście, a nie patrzenie na przyszłość, czyli rezultaty naszych posunięć. I oczywiście dalej to powtarzamy i tworzymy swój wyidealizowany świat marzeń, a i tak odkładamy wiele spraw na "potem". A co jeśli tego "potem" nigdy ne będzie? Czy życie nie jest za krótkie na rozważanie każdej decyzji przez miliony godzin, zamiast iść za głosem serca i cieszyć się chwilą? Gorzej kiedy właśnie postanowimy tak zrobić, powiemy "a", a potem boimy się powiedzieć "b". Gdyby życie było tylko takie proste jak te wszystkie cytaty i słowa, które piszemy na papierze...


        Ogólnie rzecz biorąc jestem w kropce i nie wiem co robić. Przepraszam, jeżeli tekst nie jest spójny, ale starałam się jak najogólniej opisać to co teraz czuję, bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły. Nigdy nie sądziłam, że jedna noc może tak namieszać...
Piszcie do mnie na formsie!

Buziaki,
K.