środa, 7 sierpnia 2013

"Drzazga mojej wyobraźni czasem zapala się od słowa."

        Otworzyłam zeszyt, przejrzałam kartki. Były puste, czyste, nienaruszone niczym. Czekały aż zapiszę na nich słowa. Ważne, te które coś rozpoczną, otworzą nowy rozdział.
        Słowa są zawsze ważne. Niestety, coraz rzadziej szanowane. Puszczane na wiatr, zapominane. Przekształcane we wspomnieniach. Często znienawidzone. Biedne, zupełnie niewinne, a tak często wykorzystywane jako przedmiot do ranienia i zabijania uczuć. Mniej skomplikowane niż gesty i tak często nadużywane.
         Słowo jest początkiem
         A na koniec zapadnie cisza.
Bardziej wymowna niż niejedno słowo. Potrafi przekazać więcej niż niejeden gest. To często ona wyznacza granice intymności pomiędzy dwiema osobami. Bywa wyznacznikiem bliskości. Dla niektórych jest największym wrogiem, dla innych - najlepszym przyjacielem.
         Jak samotność
Wieloznaczna, ma różne oblicza. Dla jednych niezbędna, dla innych trująca jak najgorsza toksyna. Dlaczego niektórzy tak bardzo boją się zostać sami, choćby na chwilę? Obawiają się starcia ze swoim prawdziwym "ja"? A może boją się, że zatracą się w niej tak bardzo, że nie będą w stanie dobrowolnie z niej zrezygnować?
Samotność najczęściej kojarzy się ze smutkiem, cierpieniem, czymś przed czym panicznie uciekamy. To dość paradoksalne, bo przebywanie samemu może być najbardziej rozwijającym doświadczeniem. Tylko wtedy możemy pozwolić sobie na dowolność myśli i czynów, niczym nieskrępowaną wolność. W samotności często uświadamiamy sobie, co jest dla nas tak naprawdę istotne, za czym tęsknimy, czego nam brak.
Myślę, że każdy dochodzi do takiego momentu w swoim życiu, kiedy przez pewien czas potrzebuje być sam na sam z tym, co się w nim kryje. Czasami potrzeba gdzieś uciec, wyjechać.
        Wyjazdy służą. Głowa odpoczywa od całego tego zgiełku i zamętu, który jest wokół. Nowe miejsce sprzyja spojrzeniu z innej perspektywy na to, co zostało za nami. Pozwala pomyśleć lub... przestać myśleć
        Można zacząć czuć.
        I tęsknić.
Małe tęsknoty potrafią nadać zupełnie inny wymiar przeżywanym chwilom. Umniejszają ich wagę, wystawiając siebie na piedestał. Sprawiają, że na wszystko patrzy się przez ich pryzmat. Chce się je zniszczyć, mając poczucie, że kiedy ich nie będzie, pozostanie pustka. Wielka beznamiętna próżnia, która przysłoni blask całego wszechświata. I na jakiś czas stracimy wszystko to, co mamy w środku.
        Małe tęsknoty. Nie zniszczyłam ich. Pielęgnowałam.
Chyba stałyśmy się przyjaciółkami, bo choć wróciłam z rozjazdów, one nadal są przy mnie.
Wcześniej tęskniłam za ludźmi, a teraz? Za szczerością, normalnością, stabilizacją. Ostatnio, w bardzo małym odstępie czasowym, dostałam dwa ciosy prosto w serce. Zupełne zaskoczenie, coś czego nie mogłam się spodziewać.
        Małe oszustwa.
       Albo nieprawdopodobna szczerość z Ich strony.
Może to tylko ja wciąż oszukuję siebie?
Nic już nie wiem, nie rozumiem. I chyba już nie chcę zrozumieć.
Chcę tylko prawdy. Jedynej i ostatecznej.
Żadnych domysłów.
Już wystarczy.

***

Czułam jak z każdą kolejną chwilą coś we mnie umiera. Jakaś część mnie została bezpowrotnie utracona.

***

"There came a point in my life when there was no one I wanted to talk or hear from but silent sky"

***


K.

PS Przeczytałam i stwierdziłam, że bardzo smutne jest to o czym piszę. Ale ja jestem jak najbardziej uśmiechnięta. Niezmiennie :)
Pozdrawiam bardzo każdego, kto poświęcił chwilę żeby tu zajrzeć.
To naprawdę bardzo miłe, że jesteś.
Dziękuję :)

2 komentarze: